kiedy życie wymyka się z rąk...
to jest fatalnie.
nie można nic zrobić. cokolwiek by się chciało.
żaden krok nic nie zmienia. czasami, pogarsza.
chciałoby się krzyczeć. płakać. bić dłońmi w poduszkę. lub po prostu się przytulić...
kiedyś życie było prostsze. już nie będzie.
głupia, niepewność każdego dnia. obserwacje ludzi którzy niszczą sobie życie. innym życie.
bezradność.
bezsilność.
dosłowna.
kiedy nie ma się siły nic zrobić.
po jakimś czasie nie ma się siły już cokolwiek czuć.
na szczęście znajduje się pewna magiczna, niepowtarzalna odskocznia, coś czego nie da się przecenić: przyjaciele.
jeśli jakaś dłoń ma miejsce w drugiej dłoni, to to właśnie jest przyjaźń.
tylko dzięki niej, nie czuję się jeszcze jak śmieć.
nie piszę pamiętnika. nie potrzebny mi, strata czasu, a trzeba się pilnować z uzupełnianiem kartek.
bloga i tak niewiele ludzi czyta.
święta... upłynęły jak święta.
najfajniejszą rzeczą na nich bylo zrobienie 40 km na rowerze w górkach na Pogórzu Strzyżowskim. wesoło było.