Postanowiłam streścić wakacje w Walencji w kilku złotych jak tamtejszy piasek myślach.
Co by się nie rozpisywać zbyt bardzo ;)
Światło czerwone to tylko sugestia. Z resztą, cały kodeks drogowy to tylko sugestia.
Każdy pierwszy lepszy napotkany żul umie mówić po angielsku lepiej niż 90% reszty populacji. Włączając w to pracowników lotnisk i dworców.
Każdy pierwszy lepszy żul ma też lepszy smartfon od Ciebie.
Choćby owoc kaktusa wyglądał nie wiem jak apetycznie- NIE DOTYKAJ GO. A tym bardziej nie jedz.
Nie wiadomo czy gorsze 50 igieł w palcach czy trzy w buzi.
Każda przeciętna osoba na ulicy przejmie się w razie potrzeby Tobą bardziej niż policja.
Plaża nocą jest jak pornuch 3D.
Hiszpania to kraj w którym prościej jest kupić blanta lub koks niż znaczek pocztowy.
Czasem krem z filtrem 30-tką może okazać się za słaby :D
Jeśli Cię okradli, to po przyjeździe nikt nie zapyta "jak było" tylko "opowiedz wszystko jak to się stało i co Ci skradli" ;D
Ludzi obkutych z polską dedrologią spotyka tu zderzenie z faktem jak bardzo nic się nie umie. ;D
Kampus uniwersytecki jest większy niż każda pierwsza lepsza Krakowska dzielnica.
SUCHO. GORĄCO. PIĘKNIE. :)
Oprócz niefajnego incydentu z kradzieżą najcenniejszych rzeczy (łacznie ze strojem kąpielowym :( ) wyjazd baaardzo na plus, Hiszpania mnie nie rozczarowała, kraj piękny, ludzie sympatyczni no i pełno wrażeń ;)